"Bo w moim sercu pędzi koń,
Co rytmem kopyt nakręca serce,
A ja do niego wyciągam dłoń,
By żyć, by gnał wciąż przed siebie,
Nie zgasi go nic, wiatr, deszcz ani śnieg,
Ognisty rumak niech biegnie,
Przez moje sny, pędź swym szalonym tempem!
Nie straszne mu nic, grad, burza, pioruny, ani pod nogi rzucane kłody,
Niech sercu mojemu nadaje rytm,
A gnać będę razem z nim, bo na jego grzbiecie siedzi me serce,
I tak długo starczy im sił, póki razem gnają,
W pełnym pasji pędzie.
Kocham konie. Tak powie każdy koniarz. Kocham mojego konia – to też oczywiste dla szczęśliwego posiadacza własnego konika. Mój koń mnie kocha – w to wierzy każdy. Nikt mnie nie przekona, że Marble mnie nie kocha. Nikt mi nie powie, że Us nie kochał Arlety. Tylko… one nas kochają inaczej. I w danym momencie, a nie na zawsze. Gdyby pojawiło się zagrożenie, z którym ja nie mogłabym dać sobie rady. Konie są przy nas i dla nas, dopóki czują się bezpiecznie i jest im wygodnie. Tak samo rzecz wygląda w stadzie. Nawet najbardziej zaprzyjaźnione konie zostawią kumpla w stepie, gdy ten zakuleje. Odejdą nie oglądając się za siebie. Trzeba przetrwać, a nie bawić się w sentymenty. Tak wygląda koński świat.
Nie przeczę, że zwierzęta są empatyczne, mogą się przywiązywać, cierpieć po stracie właściciela czy bronić go z narażeniem własnego życia. Należy tylko rozumieć, że nie wynika to u nich z porywu serca, ale z instynktów – wrodzonych bądź wyuczonych. I jakkolwiek by to nie bolało, przyjmijcie do wiadomości – Wasz koń was nie kocha tą samą miłością, którą Wy darzycie jego. A już na pewno nie do grobowej deski.
Pisałam już o końskiej pamięci, ale przypomnę – konie mają pamięć fenomenalną. Tę ich pamięć często myli się z inteligencją konia, ale to już inna bajka. W każdym razie koń pamięta wszystko, pamięta zawsze i pamięta na zawsze. Może rozpoznać swojego właściciela nawet po wielu latach – niekoniecznie od razu, ale zaskoczy. Tej pamięci też nie można mylić z miłością – tak samo koń zapamięta kogoś, kto zrobił mu krzywdę.
Czy klacz kocha ogiera? Nie, puszcza się bez miłości. Tak samo ogier nie kocha swojej partnerki. A gdy nowy, silniejszy ogier pokona starego i odbierze mu stadko klaczy to każda z tych niewdzięcznych kobył pójdzie za nowym nie żegnając starego „męża”. Co za różnica ten czy inny ogier? Ma być w stanie bronić stada, a skoro pokonał go inny samiec to znaczy, że był więcej wart. Po co trwać przy nieudaczniku? Tak samo my jesteśmy dla naszych koni nieudacznikami, przy których są dziś, bo jest im wygodnie i nie ma zagrożeń. Ale w obliczu drapieżnika trzeba zostawić nieudacznika na pożarcie i ratować siebie. I nawet gdy nie ma drapieżnika, ale ktoś lepszy, silniejszy, stojący wyżej w hierarchii da sygnał do odejścia to nasz koń pójdzie nie rzucając nam nawet spojrzenia przez ramię. Bo za rzadko my, właściciele koni mamy wysoką pozycję stadną. Sami sobie jesteśmy winni, podkopując swój autorytet w oczach koni. Ja jestem marzycielką ze świata my little pony i nie chcę być liderem, chcę być przyjaciółką, chcę by mój koń mnie kochał. A tak się, niestety, nie da. W końskim stadzie nie ma miłości. Pogódźmy się z tym. Albo nie – dalej żyjmy złudzeniami. Tak jest łatwiej. Bo tego właśnie szukam w kontakcie z końmi – chcę więzi, miłości, przywiązania. I wbrew rozumowi wierzę, że to mam.
#Sus