wtorek, 24 listopada 2015

Jakie konie są najlepsze?

Jakie konie są najlepsze? Drugie pytanie „do czego?”.
Według statystyk na świecie hoduje się około 300 różnych ras koni. Z kolei Światowa Federacja Hodowców Koni Sportowych  zrzesza jedynie 67 ksiąg stadnych, co więc z pozostałymi rasami? Hucuły, fryzy, koniki polskie, oraz wiele innych ras nie sprawdzają się w zawodowym sporcie. Towarzyszą natomiast z powodzeniem człowiekowi w innych aktywnościach jeździeckich i mają swoich wielbicieli. Samo pojęcie „rasy” w przypadku hodowli koni też jest względne.
Z drugiej strony jeźdźcy, właściciele i hodowcy inwestując w konie chcą mieć chociaż teoretyczną gwarancję sukcesu. Na podstawie rankingów prowadzonych zarówno przez FEI, jak i WBFSH możemy wytypować rasy koni, których przedstawiciele odnoszą największe sukcesy w poszczególnych konkurencjach jeździeckich.

Skoki

WBFSH prowadzi ranking oparty na punktach które zdobywa koń na zawodach w ciągu roku. Punktacja wynika z zasad opracowanych przez FEI. W skrócie można przyjąć, że im wyższa ranga zawodów, tym więcej punktów przyznawanych jest zajęcie tego samego miejsca.
Weźmy pod uwagę 100 pierwszych w rankingu wierzchowców. Pierwsze miejsce zajmują przedstawiciele Holenderskiej Królewskiej Księgi Koni Sportowych (KWPN) z 23 wychowankami tej rasy. Księga KWPN liczy 30 000 koni, a co roku powiększa się o około 12 000 źrebiąt.
Niemcy przyjęli inne rozwiązanie. W pierwszej setce najlepszych skoczków mają 31 konie, ale podzielone pomiędzy 7 ksiąg stadnych. Skutek jest taki, że pod względem ilość koni w pierwszej 100 rankingu na drugim miejscu znalazła się księga Francuskiego Konia Wierzchowego (SF) reprezentowana przez 16 wierzchowców. Trzecie miejsce zajmuje księga Belgijskich Koni Gorącokrwistych (BWP) z liczbą 12 koni.

Z kolei jeżeli podliczymy ilość koni holenderskich, belgijskich, niemieckich i francuskich to okazuje się, że ponad 80% koni skaczących przeszkody pochodzi z ksiąg stadnych zaledwie czterech państw.
100 najlepszych koni skokowych z ilościowym podziałem na księgi stadne (stan na 06.2013)
1. KWPN (Holandia): 23 konie
2. SF (Francja): 16
3. BWP (Belgijska): 12 koni
4. Konie Holsztyńskie (Niemcy): 11 koni
5. Konie Hanowerskie (Niemcy): 5 koni
Ujeżdżanie
O ile w skokach najlepsi jeźdźcy testują jednocześnie kilka koni, to sukces w ujeżdżeniu zależy od jednego, długo trenowanego wierzchowca. Jeżeli chodzi ilość przedstawicieli z poszczególnych ksiąg stadnych to pierwsze miejsce pod względem ilości koni w pierwszej setce należy także do Holendrów i księgi KWPN. Konie hanowerskie zajmują drugie miejsce. Na następnych miejscach mamy konie niemieckie: westfalskie i oldenburskie oraz duńskie (DWB).
Jeżeli weźmiemy pod uwagę wszystkie niemieckie rasy, to okazuje się, że nasi zachodni sąsiedzi dostarczyli zawodnikom 50% koni z pierwszej setki ujeżdżenia. 
Przekłada się to także na pozycje uzyskiwane przez niemieckie księgo stadne w analogicznym rocznym zestawieniu WBFSH, jak dla koni skaczących przez przeszkody. 
WKKW
Trochę trudniej jest przeprowadzić klasyfikację koni startujących w WKKW. Czołowi zawodnicy wypróbowują na zawodach szeroką stawkę koni. Nie wszystkie konie ujęte są także w klasyfikacji prowadzonej przez WBFSH. W zawodach WKKW, gdzie ważna jest dzielność i wytrzymałość, od zawsze ważną rolę pełniły konie pełnej krwi angielskiej (TB). W pozostałych konkurencjach jeździeckich folbluty zostały wyparte przez konie innych ras, a w WKKW? Do klasyfikacji wybraliśmy 50 najwyżej sklasyfikowanych jeźdźców w rankingu FEI HSBC i po jednych wierzchowcu, na którym osiągnęli najlepszy rezultat na najtrudniejszych zawodach.
#Sus



sobota, 21 listopada 2015

Maści koni

Kara - to maść posiadająca czarną sierść, grzywę i ogon. Wyłącznie maści karej hoduje się konie rasy fryzyjskiej, które ze względu na swoją urodę nazywane są Czarnymi Perłami. Wyróżnia się dwie odmiany maści karej: wronia i krucza.

Kasztanowa - to maść posiadająca czarną skórę, czerwone włosie o palecie barw od czerwono-pomarańczowego do ciemno-brązowego. Istnieją cztery odmiany tej maści: jasno-kasztanowa, złoto-kasztanowa, ciemno-kasztanowa i brudno-kasztanowa.
Gniada - maść ta posiada sierść w różnych odmianach brązu, czarny ogon i grzywę oraz czarne czubki uszu. Wyjątkiem jest maść jasnogniada, gdzie czarne nogi od kopyt po stawy skokowe i nadgarstkowe. Wyróżnia się trzy odmian maści gniadej: jasno-kasztanowa, złoto-gniada i ciemno-gniada.
Siwa - kiedyś uznawana była za maść podstawową i jednolitą. Obecnie zaliczana do maści tzw. wzorów białej sierści. Konie tej maści mają czarną skórę i białą sierść. Grzywa i ogon ciemniejsze. Wyróżnia się pięć odmian tej maści: szpak miodowy, szpak różowy, jabłkowity, mleczno-siwa i hreczka.
Biała - to maść błędnie nazywana albinosami. Konie maści białej mają różową skórę, białą sierść, grzywę i ogon. Oczy koloru jasnoniebieskiego, orzechowego lub brązowego. Kopyta w kolorze kremowym. Jedyną rasą maści białej jest Albino. 
Izabelowata - maść o sierści jasnokremowej do głębokiej złotej. Ogon i grzywa bardzo jasne prawie białe.
(moja ulubiona)

Jelenia - maść ta posiada sierść kremową, złotawą lub brązową. Nogi i końcówki uszu czarne. Ogon i grzywa także w jasnym kolorze.

Przydymiona kara - konie tej maści zwykle mają odrobinę jaśniejszy odcień czerni, czasem wpadający w ciemny brąz. Oczy takich koni posiadającą tą maść są nieco jaśniejszego koloru niż zwykle - jasnobrązowe lub bursztynowe.

Cremello - ta maść posiada kremową barwę sierści do prawie białej. Grzywa i ogon tego samego koloru lub jaśniejsze. Skóra jest różowa, a oczy niebieskie.
Perlino - to maść o kremowej sierści. Grzywa i ogon są trochę ciemniej zabarwione niż reszta ciała, najczęściej w rdzawy kolor. Skóra różowa, a oczy koloru niebieskiego.

Przydymiona kremowa - to maść o kremowo-kakaowej sierści, mająca niebieskie oczy. Ogon i grzywa koloru kakaowego lub popielatego.

Czerwono-bułana - ta maść mylona jest z maścią kasztanową, lecz jest jednak od niej jaśniejsza. Sierść beżowo-ruda, grzywa i ogon w ciemniejszym odcieniu, podobnie jak dolne części nóg.

Bułana - to maść, której sierść jest koloru jasnobeżowego do jasnobrązowego. Grzywa i ogon czarne. Nogi ciemniejsze niż reszta ciała.
Myszata - jest to maść o barwie popielatej. Grzywa i ogon zwykle ciemne. Dolne części kończyn są ciemne, zwykle pręgowane. Przez grzbiet przebiega wyraźna czarna pręga. 

Szampańska - jest najrzadziej spotykaną maścią. Sierść występuje w odcieniach koloru żółto-złocistego, rdzawego, szaro-brązowego o metalicznym połysku. Grzywa i ogon mogą być jaśniejsze. Wyróżnia się trzy rodzaje tej maści: złoto-szampańska, bursztynowo- szampańska i klasyczna szampańska.


Srebrna - to maść, której sierść jest od brązowego do czekoladowego koloru. Grzywa i ogon oraz szczotki pęcinowe jaśniejsze, srebrzyste, prawie białe. Wyróżnia się trzy rodzaje tych maści: srebrna kasztanowa, srebrna gniada i srebrna kara.

Dereszowata - ta maść występuje najczęściej u koni zimnokrwistych. Sierść tych koni to mieszanina białych  włosów. Dereszowate konie bywają jaśniejsze lub też ciemniejsze. Wyróżnia się trzy odmiany: kasztanowo-dereszowata, gniado-dereszowata i karo-dereszowata.

Tarantowa - to maść o nakrapianej sierści. Ta maść występuje w pięciu odmianach: leopard, derka, derka z plamkami, na tle dereszowatym i płatki śniegu.


Srokata - to maść, której sierść jest w duże lub małe plamy, łaty, kleksy. Tej maści występują tylko cztery odmiany: tobiano, overo, sabino i splash white. 
#Sus

Chody konia

Chód to sposób poruszania się konia.  Podstawowe chody konia to: step, kłus galop. Oprócz nich istnieją takie chody jak: tolt, piaff, pieraż, inochód. Każdy z tych chodów konia ma  charakterystyczny sposób stawiania kończyn. 
Step:
Step to najwolniejszy, czterotaktowy chód konia. W stepie każda z nóg osobno dotyka ziemi. Dlatego słychać wyraźnie 4 uderzenia. Koń w stepie może osiągnąć 6 km/godz. Zależy to oczywiście od rasy i osobnika.
Wyróżnia się 5 rodzai stepów. Są nimi:
- step zebrany
- step pośredni
- step wyciągnięty
- step swobodny
- step hiszpański.

 Kłus
Kłus to dwutaktowy chód konia. Nogi konia są stawiane na ziemię parami. Słychać 2 uderzenia. Zwykle konie w kłusie pokonują około 15 km/godz.
Wyróżnia się 7 rodzai kłusów. Są nimi:
- kłus roboczy
- kłus pośredni
- kłus wyciągnięty
- kłus zebrany
- kłus anglezowany
- kłus ćwiczebny
- kłus w półsadzie.

Galop
Galop to trzytaktowy chód konia. Wyraźnie słychać 3 uderzenia. Jest to szybki chód. Tempo pokonywania trasy może być różne- od około 20 km/godz. do nawet 60 km/godz. 
Wyróżnia się 5 rodzai galopu. Są nimi:
- galop roboczy
- galop pośredni
- galop zebrany
- galop wyciągnięty
- galop wyścigowy.

Cwał
Cwał to najszybszy chód konia. Występują 4 takty uderzeń kopyt. W cwale jeździec unosi się z siodła do półsiadu, odciążając w ten sposób grzbiet konia. Jest najczęściej wykorzystywany do wyścigów konnych.

Inochód
Inochód to naturalny sposób poruszania się niektórych ssaków kopytnych i psowatych polegający na unoszeniu jednocześnie obu kończyn z jednej strony ciała. W tym chodzie podobnie jak w kłusie, słychać dwa takty. Inochód zalicza się do dwutaktowego chodu konia.

Lotna zmiana nogi
Lotna zmiana nogi to manewr polegający na tym, że koń podczas galopu, znajduje się w fazie lotu zmienia nogę prowadzącą, na której galopuje.

Pełny siad
Pełny siad jest formą angielskiego dosiadu klasycznego, obok dosiadu myśliwskiego. Jeździec siedzi w najgłębszym miejscu siodła.

Półsiad
Pozycja przyjmowana przez jeźdźca na koniu w celu odciążenia grzbietu zwierzęcia, przede wszystkim w galopie. Stosuje go się przy wyjazdach w teren oraz skokach.

Tolt
Tolt jest szybkim, czterotaktowym chodem, w którym koń stawia nogi w kolejności: przednia prawa, tylna prawa, przednia lewa, tylna lewa w taki sposób, że cały czas przynajmniej jedna znajduje się na ziemi. 
Piaff
Chód konia stosowany w wyższych konkursach ujeżdżaniowych, a także w hiszpańskiej szkole jazdy. Koń wykonuje piaff kłusuje w miejscu w dużym zebraniu, wysoko unosząc przednie kończyny.

Pasaż
Pasaż to zaawansowany element ujeżdżania, przy którym koń porusza się niezbyt szybkim kłusem unosząc kończyny i zawieszając je na moment w powietrzu.
#Sus

piątek, 20 listopada 2015

"Odmiany"?

Hej!
Czym tak właściwie są odmiany? Odmiany to plamy białej sierści na nie pigmentowanej skórze. Występują na:
Głowie:

kończynach:
'
Nie zmieniają kształtu, więc przez całe życie mogą być jego "dowodem tożsamości".
#Sus 

poniedziałek, 16 listopada 2015

Jak przygotować konia do zimy?

Heej!
Jesień to czas kiedy zwierzęta przygotowują się do zimy, gromadzą podskórną tkankę tłuszczową oraz zmieniają sierść na dłuższą i bardziej gęstą. Zwierzęta gospodarskie, między innymi konie, w zależności od systemu wychowu, w różnym stopniu wykorzystują naturalne mechanizmy adaptujące je do niskich temperatur. 

Dla koni optimum termiczne to 5 – 15 st C. Wym zakresie temperatur konie zachowują komfort cieplny, nie uruchamiając mechanizmów termoregulacyjnych. Oczywiście granice te są ruchome i zależą od wilgotności powietrza, prędkości wiatru oraz okrywy włosowej konia. Z uwagi na to, że w naturze koniowate występują niemal na całym globie, potrafią się przystosować do temperatur w zakresach od –35 do +40 st. C. 
Konie utrzymywane w systemie stajennym nie wytwarzają tak gęstej i długiej sierści jak konie wypuszczane regularnie na padok czy w wolnym wychowie. U koni sportowych długa zimowa sierść jest niepożądana, ponieważ powoduje obfite pocenie w trakcie wysiłku oraz powolne wystudzanie organizmu po wysiłku, jest również trudniej utrzymać ją w czystości. Aby nie dopuścić do porastania zimową sierścią można konia derkować w chłodniejsze dni lub strzyc specjalną maszynką. Konie, u których w sztuczny sposób zahamowano proces wytwarzania zimowej sierści lub została ona ostrzyżona, są niemal całkowicie zależne od człowieka w kwestii ochrony przed niesprzyjającą temperaturą. U takich koni bardzo trzeba przestrzegać zakładania derek, dostosowanych grubością materiału do aktualnej temperatury. Zarówno przegrzanie jak i wychłodzenie organizmu może skończyć się chorobą. Decydując się na strzyżenie lub regularne derkowanie konia w okresie jesienno-zimowym trzeba zaopatrzyć się w kilka derek wytworzonych z różnych materiałów. Polarowa doskonale sprawdza się po treningu, przyspiesza wysychanie sierści. Jednak szybko nasiąka potem, więc zaraz po tym jak zrobi się wilgotna, należy ją zmienić na inną. Materiał zewnętrzny derki może być nieprzemakalny. Tego typu okrycia stosuje się u koni padokowanych, kiedy pada deszcz lub śnieg. Konie pozbawione naturalnej, zimowej sierści szybko mokną. Natomiast konie, którym „pozwolono” na wyhodowanie zimowej okrywy włosowej są zabezpieczone przed wilgocią. Długa sierść z gęstym podszerskiem są higroskopijne, zatem nie dopuszczają do kontaktu wody ze skórą konia. Grubość derek, czyli ilość wypełnienia zastosowanego wewnątrz, określa się w gramach. Najcieńsze mają 150 g, natomiast te przeznaczone na srogie mrozy mogą mieć nawet 500 g. „Gęstość” zewnętrznego materiału określa się w denierach (DEN). Im wyższa wartość tym gęstość liniowa włókna jest wyższa. 
Jesienna wymiana sierści oraz obniżające się temperatury wymagają zwiększonej podaży energii oraz niektórych witamin i składników mineralnych. Jesienią wiele koni chudnie, pogarsza się również jakość kopyt. W okresach przejściowych, szczególnie koniom padokowanym, należy zwiększyć porcję paszy objętościowej. Zadbać o właściwą podaż wartościowego białka, obfitującego w siarkowe aminokwasy egzogenne. Źródłem białka oraz włókna w diecie koni jest sieczka lub siano z lucerny. Można też podawać suplementy zawierające algi morskie, obfitujące w aminokwasy egzogenne i całą gamę witamin i minerałów. Doskonałym jesiennym suplementem diety u koni są oleje roślinne. Stanowią dodatkowe źródło energii oraz korzystnie wpływają na stan skóry, sierści i kopyt. Szczególnie cenny w diecie koni jest olej lniany, ponieważ zawiera najwięcej kwasów omega-3 w stosunku do kwasów omega-6. 
Dobrym dodatkiem do paszy treściwej może też być makuch lniany. Są to nasiona lnu po wytłoczeniu z nich oleju. Pasza ta może nie jest tak bogata w tłuszcze jak sam olej, ale stanowi cenne źródło włókna, białka i witamin. Jesienią, kiedy nie ma już zielonki bogatej w karoten (prowitamina A), warto dostarczyć go koniom w postaci marchwi lub suszu z traw, np. w formie tzw. trawo-kulek. Jest to szczególnie istotne dla klaczy źrebnych, ponieważ witamina A odpowiada za prawidłowe funkcjonowanie błon płodowych. Jesienna pogoda nie sprzyja kopytom, występuje duża wilgotność powietrza i podłoża, konie większą część doby przebywają w stajni, nie mając możliwości swobodnego ruchu. W związku z tym warto uzupełnić dawkę pokarmową konia o miedź, cynk oraz biotynę, które korzystnie wpływają na jakość rogu kopytowego i zdrowe strzałki. Niektóre konie w okresie jesiennym mają skłonność do przeziębień, szczególnie dotyczy to koni starszych czy rekonwalescentów. Aby wzmocnić układ odpornościowy można podawać echinaceę, nać pietruszki lub czarnuszkę. 

#Sus

niedziela, 15 listopada 2015

Ochraniacze dla koni

Ochraniacze na końskie kończyny stosuje się wtedy, gdy zachodzi taka potrzeba, bo koń ma skłonności do ranienia własnych nóg.. Często jednak zakłada się ochraniacze koniom właściwie bez wyraźnej potrzeby. IO końskie nogi trzeba dbać, bo bez tych nóg konia nie ma. Jeżeli koniowi chodź raz zdarzyło się zranić nogę to trzeba kupić ochraniacze .Lepiej dmuchać na zimne niż leczyć kulawiznę, która jak wiadomo jest poważnym sygnałem alarmowym i może skończyć się różnie, wraz z najgorszym scenariuszem, którego nikomu nie życzę. Kategorycznie ochraniacze powinny nosić konie, które mają skłonność do strychowania lub ścigania. STRYCHOWANIE jest wtedy, gdy koń podczas ruchu kaleczy jedną nogę nogę sąsiednią – przednią lewą zahacza o przednią prawą lub robi to w przypadku nóg tylnych. Widać to dość wyraźnie, często wręcz słychać. ŚCIGANIE SIĘ to zahaczanie czubkiem kopyta tylnej nogi o tył nogi przedniej. Kopyto tylne może uderzać w 4P – piętkę, podeszwę, podkowę lub pęcinę. Taki koń kaleczy sobie ścięgna, rani kopytko, uderza w staw pęcinowy. Niebezpieczna i urazowa przypadłość, więc trzeba chronić konia, który sam sobie robi krzywdę. Przyczyną takich wadliwych chodów może być nieprawidłowa budowa konia np. zła postawa kończyn, ścięty zad itp. Często taki chód przytrafia się koniom zmęczonym, sforsowanym ciężką pracą. Ochraniacze są niezbędne! Do strychujących koni stosuje się tzw. strychulce; u ścigających zakłada się kaloszki na kopytko. Ochraniacze warto zakładać bez wyraźnej przyczyny, ot tak na wszelki wypadek. Dlatego, że końskie nogi to ich najcenniejszy skarb, a my wymagamy by je mocno eksploatowały. Ochraniacze przydają się wszędzie:
  • jazda w terenie – nie przewidzisz specyfiki podłoża i przeszkód, które możesz napotkać. Różne nawierzchnie, pochyłości, szyszki, kamienie, miękkie piachy i twardy asfalt i kamienne rynny – koński krok napotka różne niespodzianki i może się poplątać. 
  • ujeżdżenie – chody boczne i ćwiczenia na łuku mogą powodować plątanie się nóg i ranienie jednej o drugą. 
  • skoki – wiadomo, że koń-skoczek naraża się na urazy ścięgien i stawów, a nawet tzw. nakostniaki, gdy uderza nogami o drągi przeszkód. Do skoków warto założyć ochraniacze na przednie nogi. Wiem, że wielu zawodników rezygnuje z tego, wychodząc z założenia, że koń bez ochraniaczy będzie bardziej uważał, by nie zahaczyć o drąg, bo ból uderzenia skutecznie go tego nauczy. Ta nauka może mieć przykre następstwa; lepiej nie prowokować.
  • lonżowanie – jak wspomniałam, ćwiczenia na łuku mogą zwiększać ryzyko powstania strychowania.
  • wybieg – nie zalecam, by koń łaził po pastwisku w kozakach, ale jeśli wypuszczasz swojego konia na wybieg, to często jest on tak uradowany tą swobodą, że wykonuje kilka baranków i bryknięć z niepohamowanej i entuzjastycznej radości. Może sobie wtedy zranić którąś z nóg, warto zabezpieczyć, jeśli Wasz ma taką tendencję do radosnej ekspresji.
Jakie ochraniacze stosować? Wybór jest przeogromny, przy zakupie warto wiedzieć, że:
  • skórzane ochraniacze są trwałe, ale wymagają sporej pielęgnacji. Zaniedbasz – masz szajs. Konserwujesz, smarujesz, dbasz – masz ochraniacze wytrzymałe i porządne, na lata.
  • ochraniacze z tworzyw sztucznych nie są tak mocne i trwałe, jak te skórzane, ale z pewnością są łatwe do utrzymania w czystości i pielęgnacji. Te droższe, wykonane z tworzyw najwyższej jakości starczą na lata, a ich konserwacja zajmuje minutę.
  • najtańsze są ochraniacze filcowe, ale wcale nie znaczy, że najgorsze. Spełnią swoją rolę, ale nie w terenie. Łatwo się brudzą, chłoną wilgoć, nie są trwałe. Sprawdzą się w krytej ujeżdżalni.
  • najwygodniejsze są zapięcia na rzepy – montujesz je na końskiej nodze w chwilę-beret, ale  ubrudzony rzep przestaje funkcjonować.
  • zapięcia na sprzączki są najlepsze w jazdy terenowe – mocne, nie luzują się, nie puszczają.  
#Sus

sobota, 14 listopada 2015

Hubertus!

Hej!
Jak widzę pomimo tego, że wczoraj nie było posta były wyświetlenia, z czego bardzo się cieszę.

Jak u każdego kto ma konie także u mnie odbył się Hubertus. Ale bez gonitwy! Nie było „strzemiennego”, ani „zakrapianego” ogniska. Było za to zimno, wesoło i nietypowo.
Zaczęliśmy zabawę od konkursu skoków. Bez siodeł, bez wędzideł. Bez limitu czasu i bez punktów karnych za zrzutki. Wydaje się nudne? To spróbujcie skoczyć kilka przeszkód trzymając w jednej ręce linkę przypiętą do kantara, a w drugiej kubek z wodą. Ciekawe, czy już po pierwszej przeszkodzie coś w tym kubku zostanie? A nasze uczestniczki dały radę! Dużo śmiechu, trochę oblanych koni ale wygląda na to, że wszyscy nieźle się bawili.
A potem były niezwykle zabawne (ja się popłakałam ze śmiechu) ćwiczenia rodem z metody „Konie uczą Ludzi”. 
Graliście tak kiedyś?

czwartek, 12 listopada 2015

Wspaniałe treningi.

Hej!

Jak widzicie mogłam wejść / jakoś / ale jutro mnie na pewno nie będzie....
Jakieś dwa lub trzy tygodnie temu mieliśmy z Marble serię dosyć niefortunnych treningów. Część elementów nie wychodziła nam w ogóle, a inne wychodziły mocno źle. Siwy zrobił się jakiś taki kanciasty i niekomunikatywny, wydziwiał, kiedy skakaliśmy, gonił węża i kombinował, kiedy jeździliśmy „na płaskim”, a ja miałam wrażenie, że nie dość, że wyglądamy mocno niezgrabnie, to połowa moich próśb i komend w ogóle do Marble nie trafia.  Szybko uświadomiłam sobie, że, jak to zwykle bywa, to nie Marble robi coś źle, tylko ja sama, a jego zachowanie jest tylko efektem moich braków i niedociągnięć. 
Jazda konna to jest takie trochę nieustające gonienie królika. Niby poprawne jeździectwo nie jest żadną tajemnicą, a po solidnej wstępie w dobrej rekreacji, przeczytaniu kilku rozsądnych książek i przesiedzeniu kilkudziesięciu w siodle godzin pod okiem mądrego trenera, posiada się już całkiem sporą część wiedzy niezbędną do poprawnego treningu. Rzecz w tym, że jest to wiedza teoretyczna, która w przeciwieństwie do wiedzy praktycznej znajduje się w głowie, a nie w ciele. Cały czas trzeba więc gonić królika i walczyć z powtarzającymi się błędami, kiedy uda się zapanować nad jednym, pojawia się kolejny i tak w kółko.
Przez ostatnie tygodnie podczas naszych treningów myślałam więc prawie wyłącznie o sobie – o swoim dosiadzie, o rękach, o łydkach, o łopatkach, o głowie, o klatce piersiowej, o nadgarstkach, o środku ciężkości, o plecach i o ciężarze ciała. Sama siebie przyłapywałam na tym, jak skupiając się na jednym elemencie, zaniedbuję inny. Myśląc o łydkach, zaniedbywałam łopatki, starając się rozluźnić w górnej partii ciała, opuszczałam ręce za nisko, koncentrując się na krzyżu i dosiadzie, opuszczałam głowę i patrzyłam pod nogi konia zamiast w kierunku jazdy i tak dalej. Dobrze wiem, że jednym z moich podstawowych problemów jest to, że podobnie jak Marble łatwo się dekoncentruję. Mamy fajny trening, Mar jest chętny, ja poukładana i pozbierana, a wszystko idzie nam jak z płatka, ale wystarczy, że On się spłoszy, zmęczy, albo zacznie kombinować, żebym, zamiast utrzymać swoją formę, zaczęła się szarpać sama ze sobą i próbowała na różne sposoby zebrać nas z powrotem do kupy, zamiast po prostu dalej robić swoje. Przez ostatnie tygodnie mocno nad tym pracowałam. Bez względu na warunki i nastawienie Marble, skupiałam się na sobie i na tym, by po prostu poprawnie pracować. Im bardziej Mar wydziwiał, tym częściej powtarzałam sobie w głowie, że im on jest gorszy, tym ja muszę być lepsza. Pracowaliśmy bardzo dużo w kłusie, próbując utrzymywać dobre tempo i rozluźnienie. Skupialiśmy się też na przejściach, bo są to elementy, w których najczęściej coś mi się sypie.
Przestaliśmy z Marb walczyć ze sobą, bo ja przestałam się koncentrować na tym, co on robi nie tak, jak bym chciała, a zamiast tego zaczęłam zastanawiać się, co ja robię źle, że pozwalam mu wydziwiać, albo uniemożliwiam prawidłową pracę. Nasze treningi zaczęły być coraz bardziej jednostajne, spokojne, przewidywalne. Powtarzamy te same elementy – wolty, przejścia, przekątne, zmiany kierunku, serpentyny i przejazdy przez cavaletti. W jeździectwie oczywiście nic nie dzieje się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a przed nami wciąż masa pracy – powolnej, spokojnej i systematycznej. Nie rozwiązałam z dnia na dzień wszystkich swoich problemów i nie poprawiłam wszystkich błędów, a Marble  nie stał się nagle koniem grand prix, niemniej jednak mam wrażenie, że dzięki tej prostej zmianie optyki i skupieniu wzroku na sobie samej i swoich własnych błędach, zamiast na oczekiwaniach wobec konia, zaczęłam czuć, że robimy postępy z jazdy na jazdę. Maleńkie, ale jednak postępy.
#Sus

środa, 11 listopada 2015

Opowiadanie #1

Hej!
To już dzisiaj drugi post, bo w sumie jutro pewnie nie napisze. 
Zaczęłam pisać opowiadanie (no w sumie mam już 3 rozdział) o koniach.
Myślę, że choć trochę będzie nawiązywać do tematyki blooga, ponieważ bardzo zależy mi na ocenie kogoś innego.
Jakbym jutro mogła napisać to napiszę normalny post z poradnikiem albo czymś takim, opowiadania będę dodawać rzadko.( co tydzień, co dwa, może co miesiąc)
A więc opowiadanie nazwałam "Marble" nie miałam pomysłu na tytuł a mój koń bardzo pasuje do tego z opowiadania.
                                          Rozdział I. "Marble"
- Nie oddam go! - rozwścieczona Jo-Ann kurczowo zacisnęła dłonie na czarnym kantarze, swojego konia.
- Spokojnie kochanie, przecież nie myślisz że ci ją zabierzemy - "złodziej" spojrzał na swojego asystenta i posłał mu porozumiewawcze spojrzenie - My chcemy go tylko pożyczyć, prawda?
- Oczywiście, przecież nie zamierzy kraść ci tak wspaniałego ogiera - odezwał się drugi mężczyzna.
- To po co on wam?- Jo-Ann spojrzała ukradkiem na zegarek. Właśnie wybiła druga w nocy - po co wam mój koń! 
- Młoda damo - wysoki mężczyzna, o szorstkim głosie zwrócił się do Jo-Ann - Oddamy ci konia jeszcze za dwadzieścia cztery godziny, będzie wtedy stał już spokojnie w swoim boksie skubiąc sobie siano.
- Niewierze wam, po co wam Marble?! - mężczyźni wymienili spojrzenia i jeden z nich wyciągnął coś z boku spodni - Po co wam Marble - Jo-Ann znacznie podniosła głos, w nadzieję że ktoś ją usłyszy, ale okazało się zbędne i szybko tego pożałowała.
- Ciszej! - warknął drugi napastnik. Wtedy także ukazał się w jego dłoni, połyskujący w świetle księżyca nóż - Chyba nie chcesz żeby twoja piękną buźka świeciła brzydotą? - Jo-Ann się zlękła widząc twarz napastnika w blasku księżyca. Mężczyzna był raczej po czterdziestce, jego mięśnie były widoczne spod cienkiej koszulki, a jednodniowy zarost, przyprawiał o nieprzyjemne dreszcze- Mamy tak stać i czekać aż oddasz nam łaskawie konia, czy mamy go sobie sami wsiąść?
- Poczekajcie... - Jo-Ann nawet nie zdążyła pomyśleć zanim wypowiedziała słowa " Przecież musi być jakieś inne wyjście z tej sytuacji - pomyślała - musi być, po prostu musi" - te myśli dodały jej trochę odwagi, ale to wciąż było za mało. "Przecież oni mogą mnie zabić jednym ciosem, a Marble porwą i, nikt nie będzie mógł czegoś  z tym zrobić, bo tylko ja będę wiedziała co się wydarzyło, tylko że mnie nie będzie już tutaj - nagle czarne myśli zalały jej głowę." Jo-Ann, która czuła że jej płuca staja się żelazną pułapką, przez którą z trudem oddychała, poczuł że jeśli nic nie zrobi to ogarnie ją nagła fala paniki, której nie miała już od kilku tygodni. Serce zaczynało bić coraz szybciej, tak jakby chciało się wydostać z jej klatki piersiowej, ale Jo-Ann szybko odrzuciła swój zamyślenia i skupiła się na najważniejszym - czyli na uratowani siebie i swojego konia. 
- Na co mamy czekać? - "Złodziej" zaśmiał się gorzko i ponownie skierował wzrok na twarz Jo-Ann a, po czym kontynuował - Posłuchaj. Tu niema na co czekać, wiec szybko podejmuj decyzje. 
- Przecież... - dziewczyna znowu nie wiedziała co powiedzieć, ale słowa w obronie siebie i Marble, wypłynęły jej z ust jak górski potok. - Nie oddam wam Marble, za nic! Możecie próbować mnie zabić, gonić mnie, jak będę uciekać, za nic wam go nie oddam! Nawet za milion dolarów! - napastnicy spojrzeli po sobie, "wyraźnie dotarł do nich że pora na atak, a ja muszę uciekać - pomyślała Jo-Ann ". Teraz było tylko wskoczyć na grzbiet Marble i pocwałować na oklep w stronę lasu - wydawało to się takie proste, ale był środek nocy. "Niema czasu do stracenia - pomyślała Jo-Ann i, czym prędzej podeszła do boku konia, wykorzystując rozproszenie napastników. Dziewczyna chwyciła grzywę i, mocno się wybiła z ziemi, a następnie wskoczyła na grzbiet Marble. Wbiła łydki w bok konia, tak że, stanął nisko dęba i pomacha przednimi kopytami, przed głowami napastników.
Gdy przednie kopyta upadły na beton, rozległ się głos pierwszego mężczyzny :
- Na co czekasz! Szew i tak nas zabije, za to że dziewczyna uciekła z koniem.

 Jo-Ann już galopowała w stronę lasu, przez srebrną poświatę.
A więc co o tym myślicie, warto kontynuować pisanie tego opowiadania? Mi się podoba jak na takie "pierwsze" opowiadanie, ale najważniejsze jest co wy o nim sądzicie.
#Sus

Jak zaoszczędzić na kupnie sprzętu jeździeckiego?


Hej!
Trzeba przyznać, że jeździectwo nie należy do najtańszych sportów, a już posiadanie własnego konia oznacza rezygnację z wielu wydatków niezwiązanych z jeździectwem (a właściwie prawie ze wszystkich), bo koń dosłownie pożera większość budżetu swojego właściciela, bez względu na to jak duży ten budżet jest. W stajni zawsze czegoś brakuje, na rynek zawsze wchodzi jakiś nowy preparat pielęgnacyjny, nie mówiąc o kosztach weterynarza, kowala czy pensjonatu, a jeśli akurat niczego nie brakuje, to zawsze można spotkać w sklepie piękny czaprak, który aż krzyczy „Kup mnie! Kup mnie!”.  Od tego czasu popełniłam oczywiście masę błędów i wydałam o wiele za dużo pieniędzy, ale mogę dzisiaj powiedzieć, że w kupowaniu sprzętu jeździeckiego mam już pewne doświadczenie. Z jeździectwem może nie jest tak, jak z bieganiem (biegaczowi wystarczy para na prawdę dobrych butów, a cała reszta to gadżety bez których spokojnie można się obejść), ale część jeździeckich akcesoriów nie jest absolutnie niezbędna, a część niekoniecznie musi być bardzo kosztowna. Trzeba tylko wiedzieć, jak robić zakupy z głową, na co wydać więcej, a na czym zaoszczędzić.Poniżej moja prywatna lista rzeczy, na których można spokojnie zaoszczędzić i takich, na które warto wydać więcej, bo oszczędzanie jest tylko pozorne i kończy się wtedy, gdy tańszy sprzęt rozpada się w drobny mak i trzeba kupić nowy.
W co warto zainwestować:
1. Siodło – sama kupiłam niedrogie nowe siodło, jeden z tych zupełnie niemarkowych modeli które można kupić przez internet w komplecie z całym osprzętem. Kupując siodło miałam mocno ograniczony budżet i wydawało mi się, że lepiej kupić nowe niemarkowe siodło, które razem z Marble wyrobimy pod siebie, niż używane markowe. To był oczywiście błąd, który zrozumiałam, dopiero kiedy wypróbowałam jedno z siodeł rekreacyjnych w naszej stajni – kilkunastoletniego Kieffera. Oczywiście wciąż lubię moje siodło, mój kręgosłup i dosiad przyzwyczaiły się do niego i jest mi w nim całkiem wygodnie, właściwie dużo wygodniej niż w większości siodeł, ale po cichu i tak marzę o używanym, twardym, skokowym Kiefferze, który fenomenalnie trzyma jeźdźca i sprawia, że absolutnie każdy zaczyna siedzieć na koniu poprawnie. Wszystkim tym, którzy tak, jak ja mają ograniczony budżet na siodło, radzę zakup (nawet dużo) starszego, ale markowego siodła. Daw Mag mojego trenera ma 18 lat, a wciąż wygląda lepiej niż moje roczne i –  dla mnie gorsze – wciąż jest o niebo lepszym siodłem.
2. Ogłowie – podobnie, jak siodło ogłowie musi być porządne, moje było dodane gratis do siodła i dziś widać tego efekty. Aktualnie ogłowie składa się w dużej mierze z części pożyczonych mi przez trenera. Pierwszy posypał się nachrapnik. Takie rzeczy nie powinny się z dobrym ogłowiem stać. Lepiej kupić jeden dobry komplet niż tak, jak ja cały czas do niego dokładać i po kilku miesiącach być zmuszonym do kupienia nowego. To się zwyczajnie nie opłaca. Ogłowie nie musi koniecznie kosztować majątku, wystarczy, że będzie z dobrej, mocnej skóry, żeby się nie naciągało i dziurki się nie poszerzały, a to można spokojnie poznać oglądając ogłowia w sklepie, a nie zamawiając przez internet.
3. Bryczesy – koniecznie z pełnym lejem, a to niestety wiąże się z dodatkowym kosztem, ale komfort jest tego wart, NA PRAWDĘ. Muszą być dobrze uszyte i mocne, na inne szkoda pieniędzy. Kiedy jestem w stajni nie chcę się zastanawiać, czy mogę się schylić, otrzeć o coś albo zahaczyć. W bryczesach nie może zrobić się dziura od zwykłego schylania, ani podczas skoku, nie powinny tracić jakości przez ciągłe pranie i przecierać się w miejscach stykających się z siodłem, a za to – niestety – trzeba zapłacić. Lepiej, żeby były mocne i porządnie uszyte, nawet kosztem fajnych kieszonek i dizajnerskiego kroju.
4. Buty – Muszą być wygodne, bo nie ma nic gorszego niż niewygodne buty jeździeckie. Na koniu nogi cały czas pracują i uwierające, niedopasowane, sztywne i ciasne buty nie mogą rozpraszać jeźdźca. Powinny być skórzane, przynajmniej dla mnie jazda w gumiakach jest istną męką i nawet najgorsze deszcze nie mobilizują mnie do zmiany mojego ukochanego skórzanego zestawu sztybletów i czapsów na kalosze. Gumiaki kupiłam z myślą o jesienno-wiosennych kałużach straszących po drodze na ujeżdżalnie, ale i tak kurzą się w mojej szafce bez względu na porę roku i warunki atmosferyczne. Tym, którzy nie rezygnują z jeździectwa tylko dlatego, że na zewnątrz jest -10 radzę mieć dwie pary butów – jedne na lato, drugie na zimę. Sama trzymam się letniego zestawu skórzane czapsy + sztyblety i zimowych, ocieplanych oficerek (jakoś do termobutów nie mogę się przekonać). Oba rozwiązania sprawują się fantastycznie mimo, że wystawiam je na ciężko próbę będąc typem, który nie przejmuje się jeśli wdepnie w wielką, błotnistą kałużę, a po treningu buty zwykle rzuca w kąt szafki bez czyszczenia. Skórzane sztyblety i czapsy można kupić niedrogo.  
5. Rękawiczki –  Wychodziłam z założenia, że taniej jest wymieniać je raz na kilka tygodni niż kupić jedne, dobre rękawiczki na cały sezon. To klasyczny błąd zakupów jeździeckich w rodzaju „kupię tańsze, a jak się zepsują kupie nowe” i tak w kółko. Koniec końców dużo ekonomiczniej jest zainwestować raz a dobrze. 
6. Toczek – tego chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć. Jeśli masz mocno ograniczony budżet i zastanawiasz się na co go przeznaczyć, to przestań się zastanawiać i kup dobry kask lub toczek. Ja osobiście jestem wierna toczkom ze względu na ich klasyczny wygląd i fakt, że jest mi w nim wygodniej niż w kaskach, ale to chyba rzecz gustu.
7. Kamizelka ochronna – jeśli decydujesz się na zakup któregokolwiek z wariantów kamizelki ochronnej, to nie oszczędzaj na niej. Bez względu na to, czy kupujesz żółwia, pełną kamizelkę, czy złożoną z modułów, nie kieruj się ceną, a wygodą, komfortem i bezpieczeństwem. Dobrze dopasowana kamizelka szybko przestanie Ci przeszkadzać podczas treningu, a w kluczowym momencie może uratować Ci życie.

Na czym można spokojnie zaoszczędzić:
1. Paka – paki czyli inaczej szafki na sprzęt jeździeckie są kosmicznie drogie, wiem, bo w pewnym momencie moje rzeczy zaczęły zajmować każdy wolny kąt w siodlarni, a kiedy się spieszyłam nie mogłam niczego znaleźć, słowem dojrzałam do zakupu własnej paki. Ceny takich najprostszych mebli w rodzaju miejsce na siodło i ogłowie plus dwie półki zaczynają się od tysiąca złotych. 
2. Kantar i uwiąz – wybór różnego rodzaju kantarów i uwiązów w sklepach jeździeckich jest ogromny i ogromne są również różnice w ich cenach. Ja zwykle decyduje się na jedne z tańszych wersji wychodząc z założenia, że Marble i tak prędzej czy później je zniszczy. Dwa poprzednie kantary (w tym jeden droższy) rozdarł bawiąc się z najlepszym kumplem – hucułem, który lubuje się w chwytaniu Marble za kantar i szarpaniu. Poza tym Marble  kocha się tarzać.
3. Bluzy, bluzki, koszulki polo i koszule – każda amazonka lubi wyglądać pięknie w siodle. Ja sama jestem przeciwniczką jeżdżenia konno w powyciąganych swetrach, bo uważam, że jeździectwo to piękny sport i na koniu zwyczajnie nie wypada wyglądać jak łajza. Poza tym, a może przede wszystkim w powyciąganym swetrze nawet najlepszy trener nic nie poradzi na Twoje problemy z dosiadem, bo zwyczajnie tego dosiadu nie zobaczy.  Niemniej jednak uważam również, że kupowanie wszystkich koszul, bluz i polówek w sklepach jeździeckich to strata pieniędzy. Faktem jest, że wszystkie jeździeckie ubrania są na prawdę piękne i nieraz uległam tej irracjonalnej potrzebie kupienia czegoś, co jest dla mnie dużo za drogie tylko dlatego, że jest ozdobione logotypem jednego z producentów odzieży jeździeckiej.
4. Kurtka – to oczywiście podobny przykład jak bluzy, swetry czy koszulki. Zimą ciężko jest się obejść w stajni bez dobrej, ciepłej i wygodnej kurtki, ale niekoniecznie musi być ona ozdobiona jeździeckim logiem. Rezygnacja z tego loga oznacza sporą oszczędność.
5. Czaprak – to bardzo specyficzny przykład. Wybór czapraków jest ogromny i taki sam jest rozstrzał cenowy między poszczególnymi egzemplarzami. Czaprak musi być porządny, bo inaczej nie spełnia swojej funkcji. Czaprak musi być więc dobrej jakości, dobrze pochłaniać pot konia, nie drażnić go i chronić grzbiet konia przed przetarciami. Ale musi być też ładny i podobać się jeźdźcowi, bo czaprak to jeden z tych elementów sprzętu, który ma chyba największe walory estetyczne. Warto wybrać wzór, który będzie dobrej jakości i będzie też cieszył oko, wybór jest ogromny i myślę, że można znaleźć taki model w szeroko pojętej sensownej cenie. Optymalnie powinno się mieć przynajmniej dwa czapraki i to jest ilość wystarczająca, jeśli ma się ograniczony budżet, radzę zainwestować w dwa porządne, ładne czapraki, które można będzie użytkować przez dłuższy czas, zamiast w 15 gorszych, tylko po to, by na każdym treningu móc wystąpić w innym kolorze.
Robiąc jeździeckie zakupy warto pamiętać również o tym, że przecież nie trzeba mieć od razu wszystkiego. Wiadomo, że jest pewna pula sprzętu, w który musi zainwestować każdy właściciel konia i ciężko obyć się bez własnego ogłowia, siodła, czapraka czy butów i toczka, ale wieloma rzeczami można się dzielić, wiele można pożyczyć, wypróbować i dwa razy się zastanowić przed kolejną inwestycją. Trening konia często generuje kolejne koszty, ja zwykle zanim zainwestuje we własny dodatkowy sprzęt, na który zapotrzebowanie pojawiło się nagle, staram się pożyczyć go od kogoś ze stajni i przetestować, czy na pewno go potrzebuję. Tak było z ochraniaczami, które najpierw długo pożyczaliśmy od trenerki. Warto też dbać o sprzęt i wbrew powszechnemu trendowi nie wyrzucać czegoś tylko dlatego, że nieco się zużyje czy wymaga drobnej naprawy. Wręcz przeciwnie dobry sprzęt warto naprawiać i używać go przez kolejne lata. Czyszczenie i smarowanie siodła czy ogłowia to dodatkowe kilkanaście minut w tygodniu, ale i dodatkowe kilka lat użytkowania, zadbane siodło, regularnie konserwowane i na bieżąco naprawiane może służyć jeźdźcowi przez pół życia. Warto inwestować w dobry sprzęt i warto o niego dbać, tak by służył, jak najdłużej, warto też panować nad jeździeckim zakupoholizmem, w który bardzo łatwo popaść, bo zawsze będę obstawać przy tym, że pieniądze, które wydaje się na kolejne przedmioty zasilające pękającą w szwach pakę, lepiej zainwestować w dodatkowe lekcje z trenerem.
<3
#Sus


wtorek, 10 listopada 2015

O jeździectwie.

Hej!
Z pewnym niedowierzaniem przeczytałam ostatnio, że we Francji jeździectwo jest trzecim co do popularności sportem. Trzecim! Wliczając w to piłki wszelkiego rodzaju, sporty zimowe, pływanie i całą resztę sportów, o których w Polsce słyszymy w mediach częściej niż o jeździectwie. Powodów, dla których u nas jeździectwo nie jest w pierwszej trójce najpopularniejszych sportów, ani zapewne w pierwszej trzynastce, jest oczywiście wiele.Z całą pewnością wciąż pokutuje opinia, że jeździectwo to zajęcie dla ludzi z grubymi portfelami. Laicy myśląc o jeźdźcach, zamiast utytłanych w błocie zapaleńców, wyobrażają sobie elaganckie towarzystwo, kłusujące od niechcenia w śnieżnobiałych bryczesach po równie śnieżnobiałym piasku typu kwarc z włókniną. Ci, którzy może nawet chcieliby spróbować swoich sił w siodle, zwyczajnie boją się, że będą musieli wydać majątek na wszystkie te bardzo niezbędne gadżety, nie mówiąc już o samych treningach, a potem i tak będą na tym bajecznym i ekskluzywnym tle odstawać Opinia sportu dla panienek z dobrego domu to oczywiście nie jedyny problem jeździectwa. Każdy wielki sport zaczyna się w przedszkolu. Nie ma znaczenia, czy mówimy o piłce nożnej, narciarstwie czy jeździectwie. Sport na poziomie międzynarodowym nie bierze się znikąd, a mistrzowie olimpijscy nie rosną na drzewach albo nie spadają na ziemię doskonale wykształceni i gotowi do startów. Wielki sport zaczyna się na najniższym poziomie, w powijakach, w szkółkach, w rekreacji, w szkolnych klubikach i na zawodach towarzyskich.  Mamy wprawdzie całą masę stadnin i ośrodków, gdzie młodsi i starsi adepci sztuki jeździeckiej mogą szlifować swoje umiejętności, ale poziom niektórych z nich pozostawia wiele do życzenia. Kadra trenerska jest tam słabo wykształcona i niedoświadczona, a same stadniny nastawione są nie na kształcenie przyszłych jeźdźców, właścicieli koni, pasjonatów i zawodników, a na zapewnianie jednorazowej rozrywki turystom. Stadniny tego typu mają więcej wspólnego z wesołymi miasteczkami i placami zabaw niż ośrodkami sportowymi, a klienci trafiają tam podczas urlopów czy weekendów i nigdy nie wracają. To nie mała ilość ośrodków, a niska jakość wielu z nich sprawia, że nasze rodzime jeździectwo nieco kuleje. Kolejny problem to ten, który napotykają dobrze już jeżdżący amatorzy. Tacy solidni, zaawansowani jeźdźcy rekreacyjni, którzy jeszcze nie są, albo i nigdy nie będą zawodnikami, ale z całą pewnością nie są też typową rekreacją, która nie do końca wie, czym jest półparada i uważa, że konia prowadzi się przede wszystkim za pomocą wodzy. Ci solidni amatorzy bardzo często nie mogą znaleźć dla siebie miejsca.  Nie chcą już tylko jeździć w kółko w trzech chodach, chcą się dokształcać i rozwijać, a czują że tam gdzie robili to dotychczas, nie ma to już sensu. To z myślą o nich powinny być organizowane zawody amatorskie i towarzyskie, podczas których mogliby zmierzyć się z innymi i zwyczajnie dobrze bawić. Z całą pewnością zawody na poziomie towarzyskim, amatorskim są jeździectwu potrzebne. Zawody zorganizowane w profesjonalny sposób, przeprowadzane w fajnej atmosferze, promowane z pomysłem, a co za tym idzie przyciągające na trybuny kogoś więcej niż tylko rodziców i małżonków startujących zawodników. Takich imprez wciąż jest niestety bardzo mało. Podobnie jak szkoleń skierowanych do ambitnych amatorów.Kilka miesięcy temu miałam okazję dwukrotnie przyglądać się zawodom regionalnym i towarzyskim.  Samo wydarzenie było fajnie zorganizowane, nie brakowało konkursów na najniższych wysokościach (już od 60 cm), zawodnicy mieli do dyspozycji sporą, piaskową rozprężalnię, a ujeżdżalnia, na której odbywały się przejazdy pozwalała na ustawienie ciekawych kombinacji przeszkód. Tego typu wydarzenia pozwalają amatorom nie tylko stanąć w szranki z konkurencją, ale i sprawdzić samych siebie, zmierzyć swoje postępy i poczuć trochę ducha rywalizacji. Na trybunach można było jednak zobaczyć tylko rodziny i przyjaciół zawodników.  Jednak trybuny, jeśli by odjąć rodziny i przyjaciół zawodników, świeciłyby pustkami!  Jeździectwo jako sport i jako pasja zaczyna się na takich właśnie imprezach, po których dzieci ciągną rodziców za rękaw do najbliższej stadniny, żeby pojeździć na kucyku.Mam wrażenie, że jeździectwu na tym amatorskim poziomie brakuje dobrej reklamy, dotarcia do szerszej publiczności. Brakuje pomysłu, w jaki sposób zainteresować laików, którzy na imprezach jeździeckich czują się zagubieni i znudzeni, nie wiedzą czym jest rozgrywka w zawodach skokowych, czym konkurs z jokerem, a już ocena przejazdów ujeżdżeniowych to dla nich czarna magia i… straszne nudy. Może dobrym rozwiązaniem jest konferansjer, który nieco dokładniej tłumaczyłby, co dzieje się na parkurze czy czworoboku, a może umieszczenie większej ilości informacji na ulotkach dodawanych do biletów, pomysłów i rozwiązań może być wiele. W zasadzie jedyna impreza jeździecka, na której miałam poczucie, że z zainteresowaniem mogą przyglądać się jej laicy i zupełni amatorzy to zawody Baltica Tour, podczas których konferansjer rzeczowo i ciekawie komentował wydarzenia na parkurze. Podczas wszystkich zawodów mniejszej rangi, w których uczestniczyłam, organizatorzy o tej grupie nie pomyśleli i w efekcie osoby nie związane bezpośrednio z zawodnikami biorącymi udział w rywalizacji rzadko pojawiają się na trybunach. Zawodów, pokazów i imprez jeździeckich jest w Polsce coraz więcej. Do łask wracają wyścigi, wiele ośrodków organizuje zawody na poziomie międzynarodowym z najprzeróżniejszych dyscyplin, a i w mediach jest koni coraz więcej.  

#Sus

poniedziałek, 9 listopada 2015

Wspomnienia

Hej
Muszę przyznać, że ten wyjazd okazał się być najlepszym terenem w moim życiu! Pomysł o wyjeździe konno nad morze powstał na spotkaniu, kiedy to w piątek rozmawiałyśmy z trenerką o naszych kucykach. Gdy padła propozycja ja z Małgosią i Melanią stwierdziłyśmy, że skoro od pół roku nie możemy się na to umówić to będzie najlepszy czas.
W ten sposób o 12.00 mieliśmy być gotowe, niestety wynikło lekkie opóźnienie dlatego poszłyśmy we trzy na tor tak żeby się trochę rozchodzić. Miał to być spokojny spacerek, jednak koniom niezbyt dało się to wytłumaczyć. Wszystkie się nabuzowały, przez co zaczęły nieźle wariować. 
Gdy cały nasz zastęp 6 koni wszedł na plażę, czułyśmy się jak prawdziwe fejmy. Ogromna większość ludzi, których mijałyśmy wyciągała komórki czy aparaty, nagrywała nas. albo też musiałyśmy się zatrzymać i ustawiać do zdjęcia. Byłam tym naprawdę zdziwiona, ponieważ wydawało mi się, że spotkamy się raczej z komentarzami „srają nam tutaj te habety” (tylko jedna pani tak nas skomentowała). No i oczywiście było to dość dziwne uczucie tak sobie jechać konno plażą… Do tego trochę się wstydziłam, bo akurat tego dnia miałam zarombista stylóweczkę: czarne buty i sztylpy, bryczesy granatowe, brązowa kurtka z szarym szalikiem  a do tego zebrzasty kask z kamerą :P.
Oczywiście jechałam na Marble. Czego można się spodziewać po wkkw-oskim koniu?… Oczywiście bał się białej piany na falkach (bo nie można tego było nazwać falami), przez co na początku nawet nie mogłam się zbliżyć do mokrego piasku. :P Na szczęście z czasem trochę przywykł do tego przedziwnego zjawiska jakim są fale morskie (aczkolwiek jak galopowaliśmy po plaży Marble czasem potrafił odskoczyć od większej fali. Bałam się, że staranuje ludzi! W końcu, kiedy to już chyba wszystkie konie zamoczyły się chociażby po stawy skokowe,  przypadkiem zdarzyło się wejść do wody… I to dosłownie przypadkiem. Jakieś 7 metrów przed nami pojawiła się fala z większą ilością piany, którą trzeba było ominąć… i konik chcąc ją ominąć skręcił do wody, gdzie akurat woda była płaska… a jak już się było w wodzie po pęciny to droga wolna. 
W ten sposób przeszłam do najcudowniejszej części i doświadczyłam  świetnego uczucia, które zapamiętam do końca życia, czyli galopu w morskiej wodzie! Nie dość, że fun zarówno dla mnie jak i konia to nareszcie nie musiałam się przejmować stojącymi tuż obok ludźmi, no i wreszcie też nie mdlały mi ręce od hamowania Sojuza. Tak nam się wszystkim trzem podobało.
#Sus

niedziela, 8 listopada 2015

Jak wybrać frak konkursowy?

Heeej!
Ja jestem zaskoczona jak długo służył mi poprzedni Pikeur, odnajduję zdjęcia chyba z 2012 roku i tam też jest ten sam frak! Wychodzi na to, że pieniądze (spore w końcu) zaiwestowane w dobrą firmę, zwracają się! Mój stary frak wygląda wciąż bardzo dobrze, mimo, że wiele ze mną przeszedł i był prany wielokrotnie w pralce. Ale nadszedł moment, żeby wybrać coś „w nowym typie”.Przepisy dyscypliny skoki mówią że:
Zawodnicy cywilni, startują w konkursach w strojach zatwierdzonych przez ich federacje, czerwony, czarny, zielony, szary, niebieski lub brązowy frak, białe lub jasnobeżowe bryczesy, czarne lub brązowe buty, mogące posiadać wyłogi. Inne ciemne kolory butów mogą być akceptowane przez PZJ. Koszula może mieć długie lub krótkie rękawy, z białym kołnierzykiem; długie rękawy muszą mieć białe mankiety. Jeżeli zawodnicy startują bez fraków, koszule mogą mieć rękawy długie lub krótkie. 
Fajne jest że fraków jest tyle możliwych kolorów, chociaż chyba tylko Fair Play ma w ciągłej ofercie różne kolory. Dla mnie ważne jest aby frak nie ograniczał swobody ruchu. Teraz na szczęście większość fraków jest z elastycznych materiałów, więc spełnia tą potrzebę. Ale też bardzo ważne aby materiał nie był za gruby. Jakiś czas temu w ofercie były takie fraki softshelowe (głównie tzw „jaskółki”, czyli fraki z ogonami do ujeżdżenia) zrobione z grubego softshelu.  Miałam koleżanki które coś takiego kupiły i ich los był marny – ich pot po koniu ściekał. A jednak sezon jest latem więc, frak musi przepuszczać powietrzeDobrze jest też żeby można go było prać w pralce.
#Sus

piątek, 6 listopada 2015

Jak zapamiętać parkur?

Heej!
Jak wiadomo na zawodach z reguły jest się zdenerwowanym i choćby nie wiem jak wcześnie przed konkursem się przyjechało, oglądanie parkuru lub krosu jest w ostatniej chwili i bardzo szybkie. Jak zatem zawodnicy zapamiętują trasę parkuru? Przede wszystkim za każdym razem taką trasę trzeba przejść na własnych nogach. Przechodzi się nią z trenerem, który mówi jak najechać każdą kolejną przeszkodę, ile fule wykonać między kolejnymi przeszkodami itp. To są bardzo cenne uwagi. Jednak idąc parkur lub kros na własnych nogach i słuchając uwag trenera, pozwalamy ciału zapamiętać trasę. Jak się ją przejdzie w kolejności przeszkód, to ciało już ją w pewien sposób zapamiętujeJeśli chodzi o kros, sprawa jest znacznie trudniejsza. Z reguły równocześnie w krosie rozstawione jest kilka tras, dla różnych grup zaawansowania. Zwykle przeszkody stoją dokładnie obok siebie, mają tylko inny kolor kartek z numerem przeszkody w różnych klasach i różną wysokość. Pomylenie przeszkody do eliminacja z całych zawodów, więc stawka jest poważna. Dodatkowo kros ma 2,5 km długości, lub więcej. Zatem przejście krosu zabiera trochę czasu. Mimo wszystko trzeba go przejść i to kilkakrotnie. Najpierw z trenerem, a potem samemu ucząc się na pamięć przeszkód. Gdy jedzie się kros jest za mało czasu żeby analizować kolory kartek z numerkami. Kros musi być wyuczony, musimy znać każdą kolejną przeszkodę, jaki ma kształt, gdzie stoi, co jest w niej charakterystycznego i jak na nią najechać.Czasami, na bardziej prestiżowych zawodach dostaje się mapkę krosu. Jednak nie zastąpi ona przejścia go na własnych nogach. Na szczęście zajmowanie się oglądaniem krosu zmniejsza czas na nerwy przed startem.Najmniej czasu jest na zapamiętanie trasy rozgrywki. Jeżeli mamy w zawodach skokowych konkurs z rozgrywką, to te osoby które przejechały konkurs bezbłędnie dostają się do tej rozgrywki. Rozgrywka składa się z reguły z kilku wybranych przeszkód z parkuru, zresztą możliwie jak najbardziej skomplikowanych. Ogłaszane one są przed rozgrywką przez megafon i trzeba sobie w głowie tą trasę wyobrazić. Jednak jak już się parkur jechało, to nie jest to takie trudne szczególnie, że jest ich o wiele mniej. Nie widziałam jeszcze pomylenia przeszkody w rozgrywce, ale w parkurze zdarzyło mi się zapomnieć o przeszkodzie i w ostatniej chwili zawracać do niej…
#Sus